Mirosław Okoński
1imię i nazwisko:                           Mirosław Okoński

data urodzenia:                           1958.12.08

miejsce urodzenia:                       Koszalin



najczęstrza pozytcja na boisku:   napastnik

ilość rozegranych meczy w reprezentacji: 29



wychowanek klubu:                     Gwardia Koszalin

przebieg kariery sportowej:       

Gwardia Koszalin

1969-77

Lech Poznań

1977-80
Legia Warszawa 1980-82
Lech Poznań 1982-86
HSV Hamburg 1986-88
AEK Ateny
1989-91
Korintos 1991-92
Lech Poznań 1992
Olimpia Poznań 1992-93
Concordia Hamburg 1993
Aspro Elmhorn 1993-94
Astra Krotoszyn 1994-95
Lipno Stęszew
1995
KP Poznań 2001-02
   





 

              
 

            
 



          

 

 

 

 

Poniższy tekst z artykułu o Mirosławie Okońskim autorstwa Pawła Zarzecznego - Historia Polskiej Piłki Nożnej, album 15-16

Jesienią roku 1991 ponad stu czołowych polskich dziennikarzy, profesjonalnie zajmujących się futbolem, wzięło udział w gigantycznej ankiecie. Wybierano "naj, naj, naj..." całej dekady lał 80. w Polsce i na świecie. Wyniki ankiety uznać trzeba pod każdym względem za miarodajne. Nie było zaskoczeniem, że za najlepszego piłkarza świata uznano Maradonę, a Polski - Zbyszka Bonka. Najwięcej emocji wywołały nagrody w dwóch kategoriach: najbardziej niedoceniany polski piłkarz i największy showman...
Po podliczeniu wyników okazało się, że dziennikarze wyróżnili tego samego gracza. Praktycznie jednomyślnie, w obu tych kategoriach zwyciężył Mirosław Okoński.
Najmłodsze pokolenie zapewne nie uwierzy, ale trzeba powiedzieć wprost - Okoński w dobrej formie mógłby być porównywany z Maradoną. Mógłby, gdyby nie co, że był od Maradony szybszy!

Szczytowy okres kariery "Okonia" to jeden fantastyczny sezon w HSV Hamburg. Polak byt prawdziwym artystą, w pojedynkę wygrywał mecze. Jego dryblingi, podania i strzały dorównywały wyczynom światowej klasy. Trener Max Merkel, którego publikacje w "Bildzie" miały wówczas największy wpływ na piłkarska opinię publiczną, napisał:
Okoński to najlepszy lewonożny zawodnik, jaki występował w całej historii Bundesligi.
Dryblował fenomenalnie. Słynny Manfred Kaltz, partner Mirka z HSV miewał łzy w oczach, gdy wychodzili na wspólny trening, "Okoń" robił z reprezentanta RFN pośmiewisko. Gdy wybierano "jedenastkę stulecia" HSV Hamburg, najwięcej głosów dostali trzej panowie - Franz Beckenbauer, Kevin Keegan i Mirosław Okoński.

Dlaczego nie zrobił jednak takiej samej kariery jak Beckenbauer czy Keegan?
Często o tym opowiadał. Ruletka, zamiłowanie do wesołego, niekoniecznie sportowego trybu życia.
Mogłem być dużo wyżej, nie dopilnowałem siebie - mówił jeszcze w trakcie kariery Okoński. Gdy natomiast pytano go o najsilniejsza, i najsłabsza, stronę odpierał:
Najmocniejszy jestem w dryblingu. Najsłabszą mam głowę...

Okoński nauczył się futbolu w Gwardii Koszalin. Gdy tylko jechał na jakiś turniej (a w tym celu zazwyczaj wagarował) - zostawał królem strzelców. W 1977 roku znalazł się w poznańskim Lechu. Rok później jako dziewiętnastoletni chłopak zagrał w pierwszej reprezentacji Polski z Kazimierzem Deyną. Błyskawicznie stał się ulubieńcem Poznania, a gdy stołeczna Legia ubrała go w wojskowe kamasze - zawojował publikę na Łazienkowskiej.
Żołnierzem był niepokornym, bo kochał wolność, luz, zabawę. Gdy szef kompanii kazał Okońskiemu sprzątać "rejony", Mirek najmował sprzątaczki z miasta, żeby robiły porządek za niego. Kiedy indziej ukarano go za niesubordynację i polecono przebrać się z cywilnych ciuchów w wojskowe. Wówczas założył ciężkie trepy i zaczął defilować przed gabinetem szefa klubu. Po paru minutach dowódca wybiegł z pokoju:
Mirku, ściągaj to szybko, przecież ty się odcisków możesz nabawić, a mecz już w sobotę... .
Ale taki miałem rozkaz - wtrącił Mirek.
Gówno rozkaz, myśmy żartowali...

Z Legii - choć uwielbiany - odszedł. Akurat wtedy, gdy drużyna pod wodzą Kazimierza Górskiego przystępowała do ćwierćfinałów europejskich pucharów. Kończył wojsko (stan wojenny, kiepski moment na rozpoczynanie zawodowej służby), miał już na tyle zamożnych przyjaciół w Poznaniu, że finansowo na przeprowadzce nie tracił. Przyjaciele pospłacali i inne zobowiązania, które nieopatrznie w Warszawie pozaciągał. Nie stracił też sportowo. Do zdobytych w stolicy dwóch Pucharów Polski dołączył dwa tytuły mistrzowskie z Lechem i trzeci puchar. Szczęściło mu się. Jedyne co mu się nie udało, to gra w reprezentacji Polski. Piłkarz o talencie Maradony nie znalazł sobie w niej miejsca. Kolejno u trenera Gmocha, Kuleszy, Piechniczka (najdłużej) i Łazarka, z którym dla odmiany świetnie współpracował w Lechu.

Czyja nie wykorzystałem szansy? To trenerzy jej nie wykorzystali! To nie była moja wina. Nawet jeśli lepszy był według trenera Włodek Smolarek - powinienem być dublerem. Przecież Włodek dlatego tak walczył, bo miał prawdziwego konkurenta. Aleja nie zostałem wykorzystany przez Piechniczka. Nie dano mi szansy. Wpuszczenie zawodnika na 10 minut to żadna szansa. Grałem same "ogony", jeden cały mecz na 24., które zaliczyłem. Mam minus - żadnej bramki w kadrze. Ale kiedy miałem je strzelać? Na ławce? Nawet jak prowadziliśmy w Paryżu z Francją 4:0, nie wpuścił mnie. Czyja bym to przegrał? Odstawiono mnie na bok. A muszę coś powiedzieć całkiem szczerze: piłkarza, który byłby ode mnie lepszy technicznie nigdy nie było i nie ma. Nie widziałem takiego, nie spotkałem. Każdy piłkarz to potwierdzi. Jeśli już miałem jakiś wzór, to najpierw ojca, a potem trenera Brychczego w Legii. To był wielki piłkarz, więc został wielkim trenerem
Okoński grał w Lechu długo, ale kokosów się nie dorobił. Pierwszego zawodnika traktowano jak trzynastego, całkowita "urawniłowka". Właśnie wtedy zaczęły się targi z działaczami i coraz głośniej wypowiadana chęć odejścia. Wtedy to odszukał Okońskiego słynny Guenther Netzer, menedżer HSV, a po półrocznych negocjacjach "Okoń" przeniósł się do Niemiec.

Pierwszy sezon - o czym już wspominaliśmy - rewelacyjny. Potem wahnięcie formy, a za namową doradców szukanie nowego klubu. Oczywiście tylko dla lepszego zarobku, bo kontrakt z HSV miał trwać jeszcze dwa sezony. Okoński pertraktował z francuskim Paris Saint Germain i belgijskim Anderlechtem Bruksela. Tu i tu warunki kapitalne. Dlatego piłkarz kompletnie zdziwił się pewnego wieczoru, kiedy dostał telefon:
- Pakuj walizkę, zaraz masz samolot do Aten. Będziesz grał w AEK!
Mirek zdążył wykrztusić tylko jedno pytanie: A gdzie siano?
- Nie martw się, dostaniesz!
Było tego parę razy więcej niż w Brukseli.
Nie minął miesiąc, gdy rozkochał w sobie Ateny. Tamtejsi kibice zwariowali na punkcie "Oko" - ten przydomek przywiózł sobie z Niemiec. W mig dostrzegli kto ma najlepszy strzał i drybling. Lubiono go bardziej od innych, bo nigdy się nie wywyższał. A grzechy... Któż ich nie ma. Nawet ze swoim zwyczajem wędrowania po lokalach wybornie pasował do Grecji. No i sprawdził się na boisku, bo AEK został mistrzem. Ale nie raz i nie dwa obrzucano go też kamieniami. Nie dziwił się, pamiętał przestrogi Łazarka:
Ta ręka, która dziś głaszcze, jutro może udusić.
Wypisz wymaluj Grecja. Od miłości do nienawiści zaledwie pół kroku.

Karierę kończył Okoński w Corinthosie, jeśli nie liczyć paru słabszych klubów w Polsce, gdzie grywał dla przyjaciół. W bogatym dorobku zabrakło tylko startów w finałach mistrzostw świata, choć szansę miał trzykrotnie i choć jeździli tam słabsi od niego, także w biało-czerwonych strojach. Już nie będziemy wiedzieli zatem, czy Polska z Okońskim byłaby dużo lepsza, niż bez Okońskiego.
Ale wiemy jak w sumie smutno zakończył się sportowy los idola. Piłkarz, który w rubryce "hobby" wpisywał mercedesy, który był w trakcie kariery pewien, że zarobił majątek na resztę życia, ten sam piłkarz bardzo szybko musiał nauczyć się twardo stąpać po ziemi. Pieniądze, jak i przyjaciele, skończyły się. Zabawa -również. Trzeba było zapomnieć o luksusach, o ulubionych kasynach. I o grze w piłkę. Dzisiejszy Mirosław Okoński nie jest już królem świata. I nie jest nawet królem Poznania, ani Koszalina. Jest zwykłym człowiekiem, żyjącym od pierwszego do pierwszego.
Ale od milionów zwykłych ludzi różni go jedno: żył, tak jak grał, czyli najpiękniej w świecie. I tego już mu nikt nie odbierze

 

Projekt graficzny Positive Design Przemysław Półtorak.
Opieka Krzysztof Baryła.
Wszelkie prawa zastrzeżone 2007 r.